wtorek, 5 listopada 2019

„Cichoborek” Urszula Stokłosa (Wydawnictwo Janka)


Drugi debiut (po „Rękach ojca” Aleksandry Julii Koteli) opublikowany nakładem Wydawnictwa Janka i moja druga literacka miłość od pierwszego wejrzenia i wczytania. Niepokaźnych gabarytów książka, zbiór opowiadań (z pozoru ze sobą niepowiązanych) wpisujących się w wiejską tematykę, albo bardziej współcześnie: nurt rustykalny. „Cichoborek” mnie zauroczył i pochłonął w zupełności. A ja każdą minutę poświęconą lekturze książki oddałam z uwagą i w skupieniu jej bohaterom – mieszkańcom niepozornej wsi na południu Polski.
„Czym jest Cichoborek? Zwykłą wioską czy przestrzenią mityczną. Czy obmywa go szary nurt literatury o polskiej prowincji, czy barwny – lokalnego realizmu magicznego?” pyta Eliza Kącka na łamach okładki zbioru opowiadań Stokłosy. Cudnie powiedziane... Dla mnie bezsprzecznie przestrzenią mityczną ubarwioną lokalnym realizmem magicznym. Wraz z każdym kolejnym wersem, akapitem, stroną, otula niczym ciepły pled dając tak potrzebne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Przywołuje na myśl beztroskie dzieciństwo spędzone w babcinym domu położonym na peryferiach małego nadwiślańskiego miasteczka... Domu wypełnionym aromatem ciasta drożdżowego i spalanych zimą drew w piecu kaflowym, unoszącego się stukotu kół pociągów przejeżdżających nieopodal przez stację kolejową i psich serenad staruszka Gucia, zapachu piwoni i smaku orzechów oraz groszku cukrowego z babcinego ogródka, czy podwórkowych zabaw w policjantów i złodziei.... To moje wspomnienia wydobyte w magiczny sposób przez autorkę, kołyszące do snu i dające wytchnienie.

Cichoborska wieś, choć fikcyjna, zaprojektowana przez literacką wyobraźnię autorki, mogłaby utożsamiać się z jedną z wielu realnie istniejących. Niewielki punkt na mapie Polski... Dla jednych przystanek końcowy, dla drugich być może prolog do czegoś nowego... Życie skupiające się na prostych, powtarzalnych czynnościach dnia codziennego. Kościół, jeden sklep spożywczy..., stanowiące centrum życia cichoborkowian (religijnego i towarzyskiego) urozmaicanego przez chrzty, śluby i pogrzeby, a także sąsiedzkie ploteczki. Cichoborek Stokłosy to jednak nie siermiężna, bezbarwna przestrzeń o prostych konturach. Przeciwnie, to przestrzeń zbudowana w jakiś niewypowiedzianie piękny sposób, wielokolorowa, wielowymiarowa, na swój sposób intrygująca. I choć autorka wypełnia ją bohaterami typowymi, prostodusznymi, czasem słabo wykształconymi, przywiązanymi do tradycji rodzinnych, to jednak otulonymi trudno uchwytną aurą metafizyczności. Cichoborkowianie budzą sympatię, życzliwość, niekiedy współczucie i opiekuńczość. Może empatia, z jaką autorka buduje tę społeczność, a może poczucie humoru z jakim opowiada o ich perypetiach powodują, że w czytelniku budzi się podświadoma chęć nawiązania z nimi przyjacielskich relacji. I myślę, że byłaby to fajna przyjaźń, szczera i lojalna.
Kończąc recenzenckie rozważania nad książką Urszuli Stokłosy, wychodząc naprzeciw przyjętym zasadom tej analityczno-krytycznej formy omówienia dzieła literackiego, wypada w tym miejscu zająć stanowisko w kwestii: polecam/nie polecam tę pozycję wydawniczą. Zdecydowanie polecam. Czyż slow life nie jest teraz w modzie? Być może dla niektórych będzie to wystarczająca rekomendacja.

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Janka za przesłanie egzemplarza książki :) Po raz kolejny się nie zawiodłam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz