„Księga wieszczb”.
Czyż nie brzmi to zagadkowo? A jak dodam: tajemnicza stara księga,
sekret rodzinny, klątwa, wróżbici, tarot, syreny...
„Księga wieszczb”
jest debiutem literackim Eriki Swyler –
pisarki, autorki sztuk, publicystki. Zaznaczę:
udanym debiutem. To
snuta z dużą lekkością opowieść o rodzinie, jej tajemnicach i
przeznaczeniu, ale również poszukiwaniu własnej tożsamości. To
historia bibliotekarza dla którego coś, co stanowiło treść
życia, staje się przekleństwem. Mowa o książce. A raczej
starej, nadszarpniętej zębem czasu księdze, jak się okazuje
dzienniku kierownika wędrownej trupy cyrkowej z osiemnastego wieku.
Taki prezent Simon Watson otrzymuje któregoś dnia od nieznajomego.
A do niej dołączony liścik „Szanowny
panie Watson, natknąłem się na niniejszą książkę na aukcji.
(…) Pojawiające się w niej imię i nazwisko – Verona Bonn –
pozwala mi przypuszczać, że może ona mieć znaczenie dla pana lub
pańskiej rodziny (...)”. I jak
się okazało, miała...