poniedziałek, 31 lipca 2017

„Księga wieszczb” Erika Swyler (Wydawnictwo Czarna Owca)

„Księga wieszczb”. Czyż nie brzmi to zagadkowo? A jak dodam: tajemnicza stara księga, sekret rodzinny, klątwa, wróżbici, tarot, syreny...

„Księga wieszczb” jest debiutem literackim Eriki Swyler – pisarki, autorki sztuk, publicystki. Zaznaczę: udanym debiutem. To snuta z dużą lekkością opowieść o rodzinie, jej tajemnicach i przeznaczeniu, ale również poszukiwaniu własnej tożsamości. To historia bibliotekarza dla którego coś, co stanowiło treść życia, staje się przekleństwem. Mowa o książce. A raczej starej, nadszarpniętej zębem czasu księdze, jak się okazuje dzienniku kierownika wędrownej trupy cyrkowej z osiemnastego wieku. Taki prezent Simon Watson otrzymuje któregoś dnia od nieznajomego. A do niej dołączony liścik „Szanowny panie Watson, natknąłem się na niniejszą książkę na aukcji. (…) Pojawiające się w niej imię i nazwisko – Verona Bonn – pozwala mi przypuszczać, że może ona mieć znaczenie dla pana lub pańskiej rodziny (...)”. I jak się okazało, miała...

Książka. Wydawać by się mogło, że dla zakochanych miłością prawdziwą w słowie drukowanym stanowi najlepszy upominek. Okazuje się jednak, że to co nam się czasem wydaje, nie zawsze jest takie naprawdę. Bo co, gdy jeden gest zmienia czyjeś życie, jego dotychczasową wiedzę o rodzinie, o korzeniach, o nim samym? No właśnie. Simon Watson – główny bohater powieści Eriki Swyler, takiej zmiany doświadcza. Wraz z wydawać by się mogło niewinnym upominkiem, w jego poukładane życie wkrada się tajemnica. Próba jej rozwikłania przynosi ze sobą niepokojącą wiedzę. Otóż kobiety z jego rodziny giną w niewyjaśnionych okolicznościach, zawsze tego samego dnia – 24 lipca... Klątwa? Budzi to niepokój. Zbliża się bowiem TEN dzień. Simon ma siostrę i co, jeśli...? Rozpoczyna się wyścig z czasem, gdyż „ (…) Coś, co wyzwala klątwę, może być trudne do zidentyfikowania, ale, kiedy się to znajdzie, istnieje szansa jej zdjęcia”. Czy Simon zdąży i zmieni przeznaczenie?
„Księga wieszczb” niepokoi, wwierca się w pamięć, pobudza wyobraźnię. Być może to zasługa opowiedzianej historii, a może sposób prowadzenia narracji i budowania fabuły generujący emocje właściwe tego typu lekturze. Autorka bowiem snuje swoją opowieść dwutorowo. Równolegle do historii Simona śledzimy losy Amosa i Evangeline, członków wędrownej trupy cyrkowej działającej w osiemnastym wieku. Dwa światy, dwie historie.... choć odległe, stanowiące wspaniałe dopełnienie. Ale czy tylko? W moim odczuciu absolutnie nie. Bo z czym kojarzy się cyrk? Przede wszystkim dobrą zabawą. Biorąc jednak pod uwagę kontekst powieści: magią, tajemnicą. I taka też jest „Księga wieszczb”, nadzwyczajna, zagadkowa. Wraz z kolejnymi jej stronami doświadczamy czegoś niezwykłego, mistycznego, przekraczamy niewidzialną granicę i wkraczamy do świata iluzji. I to jest w niej najpiękniejsze.

2 komentarze:

  1. Ach, pamiętam, że się w tej książce zakochałam. Niezbyt często towarzyszą mi takie emocje, a tutaj czułam, że historia stworzona przez Swyler trafiła mi do serca. Cieszę się, że Tobie również przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jest cudna. Taka trochę bajka dla dorosłych. Tak, jak napisałaś trafia do serducha :)

    OdpowiedzUsuń