„Pięć
kryminałów idealnych na wakacje”,
Wojciech Chmielarz.
To właśnie w tym artykule opublikowanym na
portalu lubimyczytac.pl przeczytałam o książce Marty Guzowskiej
„Ofiara
Polikseny”. Zwróciła
ona moją uwagę
z tego względu,
że temat wykopalisk archeologicznych nie jest mi tematem
obcym. Archeologia od lat znajduje się w kręgu moich zainteresowań.
Swego czasu przez kilka lat pod rząd bowiem byłam członkiem
ekspedycji archeologicznej. Moja wiedza z tego zakresu więc, choć
bardzo ogólna i amatorska, jest nie tylko teoretyczna, ale i
praktyczna. Opisywane przez Martę Guzowską zagadnienia dotyczące
stricte technik wykopaliskowych, sposobu eksploracji zabytków
archeologicznych, jest mi całkiem bliski, bo znany z autopsji. Na
tej podstawie mogę śmiało stwierdzić, iż Marta Guzowska bardzo
skrupulatnie przygotowała się do napisania swojej powieści -
debiutu, za którą zresztą wyróżniona została prestiżową
nagrodą Wielkiego Kalibru.
Sam ten fakt mógłby stanowić wystarczającą rekomendację do lektury „Ofiary Polikseny”, ale umiejscowienie fabuły w murach mitycznej Troi, sięgnięcie do zagadnień z zakresu medycyny sądowej, czy psychologii, stanowią dodatkowe jej atuty. Dodam, że autorka niezwykle obiektywnie podchodzi do tematu wykopalisk archeologicznych. Nie idealizuje pracy archeologa, ale wskazuje również na problemy, z jakimi spotykają się ekipy archeologiczne, w tym problemy finansowe. Pokazuje prawdziwy obraz archeologii, archeologii uprawianej na wykopach, zakurzonej, wymagającej pewnego stopnia kondycji fizycznej, nie zaś znanej nam z filmów o Indianie Jonesie.

Sam ten fakt mógłby stanowić wystarczającą rekomendację do lektury „Ofiary Polikseny”, ale umiejscowienie fabuły w murach mitycznej Troi, sięgnięcie do zagadnień z zakresu medycyny sądowej, czy psychologii, stanowią dodatkowe jej atuty. Dodam, że autorka niezwykle obiektywnie podchodzi do tematu wykopalisk archeologicznych. Nie idealizuje pracy archeologa, ale wskazuje również na problemy, z jakimi spotykają się ekipy archeologiczne, w tym problemy finansowe. Pokazuje prawdziwy obraz archeologii, archeologii uprawianej na wykopach, zakurzonej, wymagającej pewnego stopnia kondycji fizycznej, nie zaś znanej nam z filmów o Indianie Jonesie.
No
właśnie: Troja. Mityczna, legendarna, tajemnicza... Czy można
wyobrazić sobie lepsze tło dla historii kryminalnej na którą
składają się tajemnicze zabójstwa, starodawne rytuały, czarny
rynek handlu eksponatami archeologicznymi... Jest więc zatem Marta
Guzowska przedstawicielką niezwykle rzadkiego na polskim rynku
wydawniczym gatunku kryminału. A szkoda. Archeologia bowiem jest
sama w sobie niezwykle interesującą, wciągającą, ekscytującą i
tajemniczą dziedziną nauki. Twierdzę tak wbrew samej
autorce: „Jeśli
ktoś wam powie, że archeologia jest pasjonująca, możecie go od
razu wyśmiać (…) Myślicie sobie pewnie, że to takie
romantyczne: archeolog w fajnych ciuchach stoi nad wykopem
i patrzy, jak kolejne uderzenia kilofa osłaniają ruiny zaginionych
cywilizacji. Przykro mi, jeśli was rozczaruję, ale to gówno
prawda. Po pierwsze: możecie od razu zapomnieć o kilofie. Większość
pracy wykonuje się małą szpachelką i pędzelkiem (…) Po drugie:
panie i panowie, zaginione cywilizacje nie istnieją. Wszystkie
zostały już dawno znalezione, skatalogowane i mają doczepione
metryczki. Archeologia jest mniej więcej tak samo romantyczna jak
księgowość. A praca wygląda podobnie: polega głównie na
zapisywaniu setek, tysięcy numerków (…) Poza tym normalnemu
człowiekowi ciężko jest wytrzymać dzień pracy, który zaczyna
się pobudką o piątej, przed wschodem słońca, a kończy po
północy ostrą bibką i wypełniony jest
niezliczonymi godzinami w upale, który powinien być zakazany
konwencją genewską”. Mogę
jednak mieć odmienne zdanie w tym względzie...
Wspomniałam
we wstępie również, że Marta Guzowska tworząc fabułę powieści,
dla jej urozmaicenia, zobiektywizowania, urealnienia, sięgnęła do
innych gałęzi nauki: psychologii i medycyny sądowej.
Pierwsza z nich przełożyła się chociażby na
opisaną z dużą (wręcz namacalną i boleśnie odczuwalną)
dokładnością nyktofobię, czyli strach przed ciemnością. Jak
wiemy, tego rodzaju fobia jest głównie domeną dzieci. W powieści
Guzowskiej zaś dotknięty nią jest jeden z głównych bohaterów,
kontrowersyjny, wulgarny, cyniczny, ale i wybitny w swej dziedzinie
antropolog Mario Ybl. I tutaj Guzowska kreśląc jego nietuzinkową i
wielobarwną postać wykazuje się niezwykła znajomością
psychologiczną natury ludzkiej.
Drugie
źródło, medycyna sądowa, to chociażby napisany z niezwykłą
szczegółowością opis rozkładu zwłok ludzkich. Dla osób
bardziej wrażliwych może on być dosyć trudny do „przebrnięcia”:
„Gałki
oczne wysychają, mętnieją (...). Po dwudziestu czterech godzinach
(…) stają się miękkie, jak niedogotowane białko w jajku (…)
na początku nieboszczyk jest miękki jak ściereczka do naczyń. Ale
po trzech, czterech godzinach (…) Ciało staje się twarde jak
drewniana deska i trzeba je przełamać, jak deskę, kiedy chce się
je upchnąć w trumnie (…) A potem rigor mortis ustępuje i zwłoki
zaczynają przypominać miękki kawał mięsa. Takiego już
gnijącego, z kością. (…) muchy i żuki składają
jaja w kącikach oczu i ust (…) gnijące ciało wizytowane jest
masowo przez insekty z rodzin Formicidae, Muscidae (...)”.
Ta
dosłowność, niewybredność, być może ktoś powie wręcz
wulgarność, w przypadku powieści Guzowskiej wpływa na jej
autentyczność. Kreśli ona dla nas pełnokrwistych bohaterów,
obnaża ich słabostki i fobie, przez co stają się prawdziwsi i nam
bliżsi. Odczuwamy ich ból, strach, zmęczenie. Z drugiej strony
rozprawia się z wykształtowanym przez twórców filmowych obrazem
archeologa. Przekonujemy się, że archeolog to nie poszukiwacz
skarbów, a praca na wykopaliskach,
to
nie odgrywana w świetle jupiterów rola filmowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz