
„Pracownia
dobrych myśli”
to jeden z lokali tego „zwykłego” domu przy ulicy Przytulnej.
Czy miejsce o takiej nazwie i mieszczące
się przy takiej ulicy i
mające w dodatku swojego ducha może być
„zwykłe”? A co, jeśli to miejsce ma cudowną moc łatania
ludzkich losów, a ludzie je tworzący, mają unikatową w
dzisiejszych czasach umiejętność dzielenia się dobrem? Bo
wspomnieć trzeba, że wykreowani przez autorkę bohaterowie, to
osoby nietuzinkowe, niedzisiejsze, intrygujące. Dość tu wspomnieć
Floriana, młodego chłopaka, który porzuca studia by uszczęśliwiać
ludzi i realizować się jako... florysta, jego matkę – Grażynę,
ekscentryczną malarkę, czy też Panią Wiesławę, która „kłopotów
bardzo nie lubiła”. No właśnie. Pani
Wiesia. Myślę, że to najbarwniejsza, najbardziej urzekająca
postać powieści. Blisko osiemdziesięcioletnia babuleńka, której
świat to rzeczywistość wykreowana przez telewizję, prasę i
dostrzeżona przez okno mieszkania. Jednak to nie wszystko. Pani
Wiesia bowiem to nie tylko dobroduszna, życzliwa wszystkim
staruszka. To również kobieta światowa, co świat zna, bo gazety
czyta, zakupy w internecie robi i akceptuje fakt
istnienia relacji międzyludzkich innych niż damsko-męskie. Ten
obraz uroczej staruszki nie może jednak przesłonić czegoś innego,
czegoś prawdziwego, ale i smutnego. Postać pani
Wiesławy to również swego rodzaju symbol tęsknoty... za drugim
człowiekiem, za zwykłym „dzień dobry”, prozaicznym gestem jak
podanie ręki. To samotność spoglądająca przez okno na
dzisiejszy, zabiegany świat. Samotność dla wielu młodych
irytująca, nietolerowana, odstręczająca. Bo czy i Tobie nie
zdarzyło się kiedyś być niemiłym, może wręcz aroganckim wobec
staruszki próbującej nawiązać rozmowę w poczekalni przychodni, w
autobusie, w parku...? Czy bycie uprzejmym tak wiele kosztuje? Czy
jest dobrem ekskluzywnym, na które stać tylko nielicznych? Sam
sobie na to odpowiedz...
„Pracownia
dobrych myśli” jest powieścią niezwykłą, poruszającą
najbardziej czułe struny ludzkich emocji, zmuszającą do refleksji.
Czytając pojawia się uśmiech, ale i skrywana łza... Wraz
z kolejnymi jej stronami rodzą się wzruszenie,
oczarowanie, zachwyt nad tym jak w lekki i przystępny
sposób można pisać o czymś ważnym, pięknym, trudnym, o
przyjaźni, miłości, odwadze w realizowaniu siebie, ale i o
samotności. Autorka relacjonując kolejne perypetie swoich
bohaterów, notabene kolorowych i urzekających, przypomina o
rzeczach istotnych, o tym że przyjaźń może mieć różne
odcienie, że na miłość i szczęście nigdy nie jest za późno,
że należy umieć słuchać siebie, że marzenia są po to, by je
realizować, że zawsze można zacząć wszystko od nowa, że ludzkie
losy można pozszywać niczym patchwork tworząc „(...)
nową całość, z pozornie niepasujących do siebie kawałków,
tkanych nicią dobrych myśli”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz