„Pracuję
w Wydziale Kryminalnym, a ty mi mówisz o wierze w rodzaj ludzki?”.

Takie
zakończenie można było tylko sobie wymarzyć. „Władcy
czasu” Evy García
Sáenz de Urturi to niezwykle
silny epilog stworzonej przez nią trylogii.
Mówiąc lakonicznie, to najlepsza (w moim subiektywnym odczuciu)
część wykreowanej przez autorkę historii. Na taką ocenę składa
się doskonałe wyważenie wszystkich
elementów vitoriańskiej układanki, zarówno jeśli chodzi o oś
fabuły powieści, czyli zagadkę kryminalną i historię głównego
bohatera usiłującego tę zagadkę wyjaśnić, jak i szczególne
nasycenie obrazu barwą tajemniczości. Mówiąc o wyważeniu mam
przy tym na myśli kreowanie bohaterów z równą pieczołowitością,
a także zachowywanie
proporcjonalności między poszczególnymi wątkami powieści.
Tą proporcjonalność nie zaburzyło nawet rozbudowanie wątku
obyczajowego z udziałem partnerki Krakena z Wydziału Kryminalnego.
Estibaliz, bo o niej mowa, wikła się bowiem w romans z głównym
podejrzanym w kontekście prowadzonego dochodzenia. Ta miłosna
przygoda drugoplanowej bohaterki nie przyćmiewa jednak obrazu
powieści, a dodaje jej jedynie ciekawego kolorytu. Autorka powraca
tym samym do modelu budowania narracji znanego z „Ciszy
białego miasta”, gdzie żadna z
przedstawionych historii nie dominowała nad wątkiem głównym i jak
stwierdziłam wówczas: „nie zagadywała go”. Jednakże tym, co
wyróżnia „Władców czasu”
spośród pozostałych elementów trylogii, jest zdecydowanie
najmocniej zaakcentowany mechanizm retrospekcji, ale i najsilniej
wyczuwany duch średniowiecza. Jedno z drugim splecione. Czytelnik
bowiem naprzemiennie śledzi wydarzenia rozgrywające się w Vitorii
wieku XII i XXI, w sposób wręcz bezpośredni ucząc się historii,
tradycji i baskijskiej (bo już nie li tylko vitoriańskiej) kultury.
Ta konsekwentna naprzemienność podkręca tempo powieści, ale i
wzmaga w czytelniku napięcie towarzyszące usilnym próbom
rozwikłania historii kryminalnej. Ekscytację pobudza również
informacja o prawdopodobnej chorobie psychicznej (dysocjacyjnym
zaburzeniu osobowości) głównego podejrzanego o popełnienie
zbrodni, a wszelkie zaburzenia psychiczne przecież w dalszym ciągu
budzą w nas strach i poczucie zagrożenia. Ta kompilacja w powieści
czynników prowokujących nasilenie emocjonalne pociąga za sobą
wzmożenie ciekawości, a nawet zniecierpliwienia czytelniczego.
Autorka jednak na tym nie poprzestaje. Stan napięcia buduje do
samego końca gotując czytelnikowi zaskoczenie finałem, na który
złoży się rozwiązanie (niecodzienne) zagadki kryminalnej,
odkrycie przez głównego bohatera powiązań swojej rodzinnej
historii z fabułą powieści „Władcy
czasu”, jak i jego decyzja
o zakończeniu kariery czynnego funkcjonariusza Policji.
Myślę, że to ostatnie zdanie może swobodnie służyć jako
podsumowanie całej vitoriańskiej trylogii, tajemniczej,
zaskakującej, misternej.
* patrz:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kantarydyna
Dziękuję Wydawnictwu MUZA za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz