„Życie jest jak papier
toaletowy.... Długie, szare i do d....”. Powiedzenie to doskonale
wpisuje się w fabułę najnowszej powieści Hendrika Groena. Można
by wręcz powiedzieć, że jest to alegoria życia jej głównego
bohatera. Arthur Ophof... 50 lat, żona, niedoszła kochanka i nudna
praca w branży środków czystości, a dokładnie hurtowej sprzedaży
środków czystości i papieru toaletowego. Jedyna przyjemność:
lampka (no... ciut więcej) wina i partyjka golfa z przyjaciółmi.
To by było na tyle. Ta życiowa monotonia zostaje w drastyczny
sposób naruszona, gdy Arthur Ophof wskutek redukcji etatów traci
pracę. Koniec? Nie dla naszego bohatera. Zamiast popadać w rozpacz
Arthur Ophof postanawia... umrzeć, by żyć. Co to oznacza? Wraz ze
swymi przyjaciółmi opracowuje i wdraża plan upozorowania swojej
śmierci i wyprowadzki na stałe, pod innym nazwiskiem, do ukochanych
Włoch, a dokładnie w toskańską ich część. W tym celu
szczegółowo opracowuje (oczywiście w dużym sekrecie przed żoną)
organizację swojego pogrzebu, uczy się języka włoskiego, zmienia
tożsamość, dokumenty, a także wygląd. Wydawać by się mogło:
plan doskonały. Czy na pewno?
Pierwotna determinacja i ekscytacja
związane z perspektywą tak radykalnej zmiany dotychczasowego życia,
ustępują z czasem miejsca wątpliwościom i wyrzutom sumienia. I
nie chodzi tu o – nie bójmy się użyć tego stwierdzenia -
przestępczy przymiot takiego działania, ale przede wszystkim brak
uczciwości wobec najbliższych. Przecież taka decyzja i wszystko co
w jej skutek następuje, nie dotyka tylko i wyłącznie osoby ją
podejmującej, ale odbija się echem wobec rodziny, przyjaciół,
znajomych. I to w bardzo szerokim zakresie. Właśnie to zdaje sobie
uświadamiać stopniowo, adekwatnie do etapu realizacji swojego
planu, Arthur Ophof. Czytelnik zaś dostaje sposobność do refleksji
nad pytaniem, czy chcąc odmienić życie, koniecznym jest zmiana
miejsca zamieszkania, wyglądu, czy nawet tożsamości. Czy wszelkich
zmian nie powinniśmy zaczynać od nas samych, od pracy nad sobą,
naszą mentalnością, sposobem myślenia, charakterem, podejściem
do życia i jego przeżywania? Czy koniecznym jest uśmiercanie
naszego dotychczasowego życia, by móc „zacząć wszystko od
nowa”? Bohater książki Groena tak właśnie czyni i koniec końców
finalizuje swój plan. Czy to go jednak satysfakcjonuje? Wydaje się,
że tak. Jednakże zakończenie powieści (notabene dla niektórych
czytelników być może zaskakujące) pozostawia pewną
niejednoznaczność odpowiedzi na to pytanie. Potęguje ona
pozostającą po zakończeniu lektury refleksyjność. Zmusza do
głębszego zastanowienia się nad postawionymi przeze mnie powyżej
pytaniami i umacnia ich zasadność. I choć prezentowane przez
autora poczucie humoru nie jest do mnie „przemawiające”,
umiejętność ukierunkowywania myśli czytelnika na poprawę przede
wszystkim swojego mentalnego komfortu życia, jest mistrzowski. „Żyj
i pozwól żyć”.
Dziękuję uprzejmie Wydawnictwu Albatros za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz