Rozczarowanie.
Niezwykle rzadko zdarza mi się ostatnimi czasy pisać o książkach
tym tonem. A dosyć często mam okazję czytać i oceniać debiuty
literackie. Po powieści Tomasza Organka spodziewałam się wiele,
chyba ZA wiele. Gdy przeczytałam, że jest to „(...)
powieść pokoleniowa opisująca
ważny etap przemiany duchowej dzisiejszych trzydziestokilku-
i czterdziestolatków, którzy jako ostatni dojrzewali
w dawnym ustroju, chodzili spotykać się przy trzepaku i pamiętają
jeszcze dwa analogowe programy w telewizji. Teraz gwałtownie muszą
poradzić sobie w epoce Facebooka, Instagrama i rozmów pod nosem nie
wiadomo o czym (...)” oczekiwałam
lektury wyjątkowej, tak z uwagi na samą postać pisarza, jak i
przede wszystkim fabułę powieści. No bo kto ją lepiej zrozumie
jak nie 38 – latka? Przecież podwórkowe zabawy na trzepaku,
pierwsze kolorowe telewizory, początki sklepów komercyjnych ze
słodyczami w barwnych opakowaniach..., to był mój
świat. To właśnie my, pokolenie przełomu lat 70-tych i 80-tych
chyba w szczególny sposób odczuwamy zachodzące zmiany społeczne,
niby takie nasze, bo nam bliskie, ale niestety nie do końca
zrozumiałe. Jak często faktycznie zdarza się nam być świadkiem
rozmów młodego pokolenia, których nie rozumiemy. A przecież 40
lat, to nie „słuszny” wiek usprawiedliwiający jakieś deficyty
wiedzy co do nowych form komunikacji, co do nowych technologii,
„Facebooków”, „internetów”, „Instagramów”, „lajków”...
A jednak.
Dla 20-latków to norma, dzień powszedni, naturalny sposób
porozumiewania się. Dla nas, to nowe przedmioty w
codziennej szkole przetrwania. I właśnie takiej problematyki
spodziewałam się po prozatorskim debiucie Organka. Powieści
traktującej o problemach 40-latków (i prawie 40-latków),
trudnościach z dostosowaniem się do współczesnych
norm i zachowań, towarzyszących temu dylematach, o „(...)
o poszukiwaniu siebie, rezygnacji, zagubieniu w kapitalistycznej
rzeczywistości (...)”.
Po trosze ją otrzymujemy. Borys i Aneta (zwana Nietą) bowiem -
główni bohaterowie powieści - to 39-latkowie zmuszeni do takiej
konfrontacji, nie potrafiący dostosować się do współczesnych
realiów, mechanizmów nimi rządzących. On: trochę wycofany,
przyjmujący to, co dzień przyniesie, bierny, zrezygnowany. Ona:
buńczuczna, prowokacyjna, wychodząca dniu naprzeciw. Jednak i jedno
i drugie nieprzystosowane, a może nawet wyalienowane. Niby
podobni, a tak bardzo różni. Przypadek sprawia, że ich historie
łączą się w jedną, opowiedzianą zresztą niezwykle barwnym
językiem. Trudno było się spodziewać czegoś innego. Tomasz
Organek przecież to niezwykle utalentowany muzyk, kompozytor, autor
tekstów, a przy tym osoba wymykająca się wszelkim ramom,
oryginalna, charyzmatyczna, poniekąd ekscentryczna. Powieść zatem
(a może przede wszystkim jej bohaterowie) nie mogła być inna. Z
taką świadomością przystąpiłam do lektury „Teorii
opanowywania trwogi”.
Niestety, nadmierna w mej opinii kwiecistość językowa Organka
spowodowała, że tekst momentami był niezrozumiały, a fabuła
przegadana, przekombinowana. Co więcej, czytając powieść ma się
wrażenie, jakby autor momentami... „odpływał”, gubił wątek w swoich literackich wynurzeniach, naruszał spójność fabuły.
Zamiast zatem „powieści
pokoleniowej
opisującej ważny
etap przemiany duchowej dzisiejszych trzydziestokilku-
i czterdziestolatków”,
wskazującej na towarzyszące im problemy, dylematy, trudności,
otrzymaliśmy powieść drogi z elementami kryminału naszpikowaną
licznymi alegoriami i nierzadkimi wulgaryzmami. To
męczyło, niecierpliwiło, a momentami wręcz wyprowadzało
z równowagi. Jednakże rozdrażnienie wywołane lekturą mogą
zrozumieć chyba tylko (?) przedstawiciele mojego pokolenia. Być
może po książce Organka oczekiwałam stwierdzenia, że my:
pokolenie „przełomu” (lat 70-tych i 80-tych), mamy prawo czuć
się po trosze zagubieni, nieadekwatni, nieprzystający..., że jest
to naturalne w kontekście dokonujących się na naszych oczach
dynamicznych przeobrażeń. I takiego stwierdzenia mi zabrakło.
Niewykluczone jednak, że proza Organka przypadnie do gustu młodszym,
a może i nawet starszym czytelnikom. Niewykluczone również, że
kolejna jego powieść trafi również w mój gust. Niewykluczone...
Bardzo dziękuję Wydawnictwu WAB za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz