
Dla 20-latków to norma, dzień powszedni, naturalny sposób
porozumiewania się. Dla nas, to nowe przedmioty w
codziennej szkole przetrwania. I właśnie takiej problematyki
spodziewałam się po prozatorskim debiucie Organka. Powieści
traktującej o problemach 40-latków (i prawie 40-latków),
trudnościach z dostosowaniem się do współczesnych
norm i zachowań, towarzyszących temu dylematach, o „(...)
o poszukiwaniu siebie, rezygnacji, zagubieniu w kapitalistycznej
rzeczywistości (...)”.
Po trosze ją otrzymujemy. Borys i Aneta (zwana Nietą) bowiem -
główni bohaterowie powieści - to 39-latkowie zmuszeni do takiej
konfrontacji, nie potrafiący dostosować się do współczesnych
realiów, mechanizmów nimi rządzących. On: trochę wycofany,
przyjmujący to, co dzień przyniesie, bierny, zrezygnowany. Ona:
buńczuczna, prowokacyjna, wychodząca dniu naprzeciw. Jednak i jedno
i drugie nieprzystosowane, a może nawet wyalienowane. Niby
podobni, a tak bardzo różni. Przypadek sprawia, że ich historie
łączą się w jedną, opowiedzianą zresztą niezwykle barwnym
językiem. Trudno było się spodziewać czegoś innego. Tomasz
Organek przecież to niezwykle utalentowany muzyk, kompozytor, autor
tekstów, a przy tym osoba wymykająca się wszelkim ramom,
oryginalna, charyzmatyczna, poniekąd ekscentryczna. Powieść zatem
(a może przede wszystkim jej bohaterowie) nie mogła być inna. Z
taką świadomością przystąpiłam do lektury „Teorii
opanowywania trwogi”.
Niestety, nadmierna w mej opinii kwiecistość językowa Organka
spowodowała, że tekst momentami był niezrozumiały, a fabuła
przegadana, przekombinowana. Co więcej, czytając powieść ma się
wrażenie, jakby autor momentami... „odpływał”, gubił wątek w swoich literackich wynurzeniach, naruszał spójność fabuły.
Zamiast zatem „powieści
pokoleniowej
opisującej ważny
etap przemiany duchowej dzisiejszych trzydziestokilku-
i czterdziestolatków”,
wskazującej na towarzyszące im problemy, dylematy, trudności,
otrzymaliśmy powieść drogi z elementami kryminału naszpikowaną
licznymi alegoriami i nierzadkimi wulgaryzmami. To
męczyło, niecierpliwiło, a momentami wręcz wyprowadzało
z równowagi. Jednakże rozdrażnienie wywołane lekturą mogą
zrozumieć chyba tylko (?) przedstawiciele mojego pokolenia. Być
może po książce Organka oczekiwałam stwierdzenia, że my:
pokolenie „przełomu” (lat 70-tych i 80-tych), mamy prawo czuć
się po trosze zagubieni, nieadekwatni, nieprzystający..., że jest
to naturalne w kontekście dokonujących się na naszych oczach
dynamicznych przeobrażeń. I takiego stwierdzenia mi zabrakło.
Niewykluczone jednak, że proza Organka przypadnie do gustu młodszym,
a może i nawet starszym czytelnikom. Niewykluczone również, że
kolejna jego powieść trafi również w mój gust. Niewykluczone...
Bardzo dziękuję Wydawnictwu WAB za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz