Niezwykle udany debiut. To tak w skrócie... Powieść Aleksandry Julii Koteli bowiem magnetyzuje, wwierca się w umysł pozostawiając trwały ślad zaskoczenia. Jest niebanalna, z jednej strony urzeka, z drugiej niepokoi. Urzeka stylem, językiem, niepokoi zaś swoją wiarygodnością. Tak, „Ręce ojca” są na wskroś wiarygodne. Czytelnikowi towarzyszy bezustannie wrażenie, że jest to powieść autobiograficzna. Nie zadaje sobie jednak pytania, co z przedstawionych faktów można nazwać stanem faktycznym. Przeciwnie. Spokój mąci pytanie ile z przedstawionych faktów nie jest fikcją literacką. Emocje towarzyszące bowiem głównej bohaterce w odkrywaniu prawdy o swojej rodzinie, a tym samym o sobie samej, są nader przekonywujące. Zaskoczenie, niedowierzanie, złość, konsternacja i wewnętrzne rozbicie. Tego wszystkiego doświadczamy wraz z nią.
Ale
po kolei.
Zgodnie
z zapowiedzią wydawnictwa „Ręce ojca” to połączenie
powieści drogi, kryminału i romansu. I faktycznie tak jest.
Odnajdujemy bowiem w powieści wszystkie te elementy, bez zagłębiania
się w to, który z nich przeważa.
Romans...
Ogólnie rzecz ujmując, w przypadku powieści Koteli, to wątek
związku uczuciowego między młodą kobietą, a sporo starszym od
niej mężczyzną. Kotela sięga zatem po ten rodzaj miłości, który
w dzisiejszych czasach nadal budzi skrajne uczucia, żeby nie
powiedzieć kontrowersje. Sposób w jaki autorka prezentuje go
odbiorcy, budzi jednak pozytywne emocje. Czyni to niezwykle
subtelnie, nie epatuje seksualnością, nie zniesmacza, przeciwnie -
stopniuje uczucie rodzące się między dwojgiem ludzi. Pozostawia
przy tym pewien margines niedomówienia. Czytelnik bowiem nie potrafi
jednoznacznie stwierdzić skalę tego uczucia. Moc zaangażowania obu
stron w łączącą ich relację. A do tego silny akcent tajemnicy
spowijającej całą historię...
Tajemnica...
Mroczna, angażująca czytelnika emocjonalnie bez litości,
trzymająca w napięciu do końca, bo stopniowo
dawkowana. Koniec końców zaskakująca. Uświadamiająca bowiem
złożoność psychopatycznych zachowań i niejednoznaczność oceny
osób dopuszczających się w ich skutku zbrodni. Kotela na tym
jednak nie poprzestaje. Rozprawia się bowiem z
problemem odpowiedzialności człowieka za to kim jest, a kim może
się stać wskutek pewnych niezależnych od nas czynników, w tym
uwarunkowań rodzinnych, genetycznych. Wskazuje na złożoność
procesu ukierunkowanego na zdobycie tej wiedzy, trudności z jej
oswojeniem, a na koniec na wewnętrzne rozbicie i uporczywe rozterki
moralne spowodowane jej nabyciem. Efekt? Wręcz fizyczny ból
odczuwany przez czytelnika podczas tej wędrówki. No właśnie.
Ostatni element układanki...
Powieść
drogi... Rozumiana w dwójnasób. Dosłownie: jako podróż, fizyczne
przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. Przenośnie: wędrówka
głównej bohaterki w głąb siebie, próba zrozumienia swoich
mechanizmów, czynników warunkujących nasze zachowanie, wreszcie
odnalezienie odpowiedzi na to kim jestem.
Jest
więc powieść Koteli swoistym literackim melanżem gatunkowym, z
którego (w mojej opinii) przebija przede wszystkim element
psychologiczny. Reszta stanowi tło do rozważań nad ludzką naturą,
mechanizmami nią sterującymi, ścisłymi zależnościami
napędzającymi te mechanizmy. To, plus niezwykle piękny styl
autorki, cudowna lekkość pióra, stanowi połączenie doskonałe,
wręcz arcymistrzowskie!
Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Janka za przekazanie egzemplarza książki :)
Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Janka za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz