sobota, 15 czerwca 2019

„Ręce ojca” Aleksandra Julia Kotela (Wydawnictwo Janka)



Niezwykle udany debiut. To tak w skrócie... Powieść Aleksandry Julii Koteli bowiem magnetyzuje, wwierca się w umysł pozostawiając trwały ślad zaskoczenia. Jest niebanalna, z jednej strony urzeka, z drugiej niepokoi. Urzeka stylem, językiem, niepokoi zaś swoją wiarygodnością. Tak, „Ręce ojca” są na wskroś wiarygodne. Czytelnikowi towarzyszy bezustannie wrażenie, że jest to powieść autobiograficzna. Nie zadaje sobie jednak pytania, co z przedstawionych faktów można nazwać stanem faktycznym. Przeciwnie. Spokój mąci pytanie ile z przedstawionych faktów nie jest fikcją literacką. Emocje towarzyszące bowiem głównej bohaterce w odkrywaniu prawdy o swojej rodzinie, a tym samym o sobie samej, są nader przekonywujące. Zaskoczenie, niedowierzanie, złość, konsternacja i wewnętrzne rozbicie. Tego wszystkiego doświadczamy wraz z nią.
Ale po kolei.

Zgodnie z zapowiedzią wydawnictwa „Ręce ojca” to połączenie powieści drogi, kryminału i romansu. I faktycznie tak jest. Odnajdujemy bowiem w powieści wszystkie te elementy, bez zagłębiania się w to, który z nich przeważa.
Romans... Ogólnie rzecz ujmując, w przypadku powieści Koteli, to wątek związku uczuciowego między młodą kobietą, a sporo starszym od niej mężczyzną. Kotela sięga zatem po ten rodzaj miłości, który w dzisiejszych czasach nadal budzi skrajne uczucia, żeby nie powiedzieć kontrowersje. Sposób w jaki autorka prezentuje go odbiorcy, budzi jednak pozytywne emocje. Czyni to niezwykle subtelnie, nie epatuje seksualnością, nie zniesmacza, przeciwnie - stopniuje uczucie rodzące się między dwojgiem ludzi. Pozostawia przy tym pewien margines niedomówienia. Czytelnik bowiem nie potrafi jednoznacznie stwierdzić skalę tego uczucia. Moc zaangażowania obu stron w łączącą ich relację. A do tego silny akcent tajemnicy spowijającej całą historię...
Tajemnica... Mroczna, angażująca czytelnika emocjonalnie bez litości, trzymająca w napięciu do końca, bo stopniowo dawkowana. Koniec końców zaskakująca. Uświadamiająca bowiem złożoność psychopatycznych zachowań i niejednoznaczność oceny osób dopuszczających się w ich skutku zbrodni. Kotela na tym jednak nie poprzestaje. Rozprawia się bowiem z problemem odpowiedzialności człowieka za to kim jest, a kim może się stać wskutek pewnych niezależnych od nas czynników, w tym uwarunkowań rodzinnych, genetycznych. Wskazuje na złożoność procesu ukierunkowanego na zdobycie tej wiedzy, trudności z jej oswojeniem, a na koniec na wewnętrzne rozbicie i uporczywe rozterki moralne spowodowane jej nabyciem. Efekt? Wręcz fizyczny ból odczuwany przez czytelnika podczas tej wędrówki. No właśnie. Ostatni element układanki...
Powieść drogi... Rozumiana w dwójnasób. Dosłownie: jako podróż, fizyczne przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. Przenośnie: wędrówka głównej bohaterki w głąb siebie, próba zrozumienia swoich mechanizmów, czynników warunkujących nasze zachowanie, wreszcie odnalezienie odpowiedzi na to kim jestem.
Jest więc powieść Koteli swoistym literackim melanżem gatunkowym, z którego (w mojej opinii) przebija przede wszystkim element psychologiczny. Reszta stanowi tło do rozważań nad ludzką naturą, mechanizmami nią sterującymi, ścisłymi zależnościami napędzającymi te mechanizmy. To, plus niezwykle piękny styl autorki, cudowna lekkość pióra, stanowi połączenie doskonałe, wręcz arcymistrzowskie! 

Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Janka za przekazanie egzemplarza książki :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz