Czy
chciałbym żyć wiecznie?...
Jak
często, jak wielu zadawało sobie to pytanie? Ilu spośród nich
umiało w sposób zdecydowany na nie odpowiedzieć?

Jutro
– pies, chempion, kompan... W poszukiwaniu swojego pana
(Valentyne) przemierza (a my wraz z nim) epoki, odwiedza miejsca,
uczestniczy w wydarzeniach historycznych znanych nam ze szkolnych
podręczników. Jest nieśmiertelny dzięki jyhrowi, miksturze
wynalezionej przez Valentyne'a - lekarza, chemika, botanika... Wraz z
nim odwiedza Wenecję, Londyn, Wiedeń, Oksford, Waterloo... Dwory
europejskie, pola walk i bitew... Bywa w dziewiętnastowiecznym
teatrze, salach balowych, wsłuchuje się w gwar uliczny minionych
epok. Niczym wehikuł czasu, powieść Dibben'a przenosi czytelnika
do tych wszystkich miejsc. Zapoznaje go z ówczesnymi „ikonami”
kultury, sztuki, polityki..., „modami”, zwyczajami i
konwenansami..., smakami i zapachami. Jutro
jest więc przewodnikiem po kartach historii, ludzkiej historii.
Damian
Dibben stworzył powieść nietuzinkową, czarowną pod wieloma
względami. W pierwszej kolejności zaskakuje oczywiście
już sam pomysł na fabułę. Pies jako główny bohater,
nieśmiertelny, niezwykle inteligenty. Dibben opowiadając jego
historię ukazuje siłę przywiązania zwierzęcia do człowieka,
siłę tej niepowtarzalnej miłości i ufności. Lecz nie tylko.
Wplata bowiem również niezwykle symboliczny wątek psiej przyjaźni:
Jutra i Sporca. Można by o niej rzec: męska przyjaźń,
szorstka, twarda, ale przy tym lojalna i oddana. Czyni to w sposób
pobudzający wrażliwość i wyciskający niejedną łzę podczas
lektury. Pozostając na chwilę przy tym wątku, zaryzykować można
opinię, że Damian Dibben jest zręcznym... manipulatorem. Snując
swoją opowieść uruchamia bowiem pokłady emocji będące nie tylko
wzruszeniem, ale naznaczone również strachem i odrazą. Te ostatnie
pojawiają się zwłaszcza podczas opisanych przez Dibben'a obrazów
wojny, czy też bestialstwa wobec zwierząt. No właśnie. Autor
oddaje bowiem realia epok, do których nas zaprasza, w sposób
wierny, namacalny, wręcz naturalistyczny. I może to jest jednym z
kluczowych aspektów powieści wpływających na ową „czarowność”.
Powieść Dibben'a uderza z całą mocą w tony refleksyjne,
zmusza do kontemplacji nad życiem. Skłania do zastanowienia się
nad sensownością ludzkich marzeń, a może mrzonek (?) nad
długowiecznością, czy wręcz nieśmiertelnością. „Pragniesz
życia wiecznego? Gdybyś je otrzymał, (...) po roku chciałbyś
zrezygnować. Bo wygląda jak życie Prometeusza, czujesz się jak
przykuty do skały, a orzeł codziennie przylatuje do ciebie i wyjada
ci wątrobę”. Z drugiej strony daje czytelnikowi szczyptę
nadziei: „Jutro zaczniemy od nowa”. To
zdanie, ulubione powiedzenie Valentyne'a, niosące za sobą
niebanalne przesłanie, przypomina o potrzebie dążenia do
pozytywnego myślenia na przyszłość, nie rozdrapywania zaś
przeszłości. „Pytałeś, dlaczego nazwałem go Jutro
(…). Jutro to nadzieja, prawda? Z takim imieniem na pewno
przetrwa”.
Podsumowując.
„Mam
na imię Jutro”
wpisuje się idealnie w modny ostatnimi czasy nurt obierający psy za
głównych bohaterów utworów literackich. Widzimy, słyszymy,
czujemy to, co one. Powieść Dibben'a jest przy tym głębokim
ukłonem w stronę czytelników ceniących nie tylko ciekawą,
wciągającą fabułę, ale także piękny, literacki język. To wraz
ze wszystkimi pozytywnymi emocjami uruchomionymi podczas lektury
książki, czyni z niej wykwintną ucztę godną dworów królewskich.
Zapraszam Was na nią.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros za przekazanie egzemplarza książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz