-
Krystian Gembara... to początkujący pisarz fantasy...,
-
Almazar... stworzona przez niego kraina będąca zasadniczym miejscem
ulokowania fabuły „Braterstwa mieczy. Mroczne czasy”...,
-
Paladius i Kromar... to dwaj przyjaciele, o których mowa w opisie
powieści zamieszczonym przez wydawcę na jej okładce...
To
tak tytułem wstępu. O ile pierwsze dwa stwierdzenia są
odzwierciedleniem literackiego stanu faktycznego, o tyle zawężenie
wspomnianego opisu fabuły jedynie do losów dwójki głównych
bohaterów jest dużym uproszczeniem. „Braterstwo mieczy.
Mroczne czasy” bowiem, to również opowieść o będących
jedynie wytworem wyobraźni autora fantastycznych krainach i jej
mieszkańcach, o walce dobra ze złem..., przy czym to ostatnie można
uznać za myśl przewodnią lektury.
Na kartach powieści czytelnik
spotyka Mroczne Elfy, Ghule, Harpie, czarnoksiężnika, wojowników
Zakonu Żelaznego Szpona... Wędruje po krainie Almazar, Otrimii,
Nizinie Farag, przełęczy Czarnego Wichru, lasach Kramiru...
Wszystkie to poznajemy już w pierwszej połowie powieści, przed
wstąpieniem Paladiusa i Kromara (głównych aktorów
wyreżyserowanego przez autora przedstawienia) do Zakonu Żelaznego
Szpona. Historia stosunków społecznych mieszkańców Almazar, a
przede wszystkim opowiedziana szeroko kwestia ich konfliktu
z sąsiadującą krainą będącą w czarnoksięskim władaniu
Mah-Gar-Dol-a, stanowi obszerny wstęp do historii głównych
bohaterów książki. Zamieszczone zatem przez wydawcę resume
powieści stanowi streszczenie zaledwie połowy opowiedzianej
historii.
To
tyle, jeśli chodzi o fabułę powieści stanowiącej debiut
literacki Krystiana Gembary.
O
ile koncepcja powieści (choć dla niektórych prawdopodobnie mało
zaskakująca) może stanowić punkt wyjścia do stworzenia opowieści
z gatunku fantasy, o tyle sposób jej realizacji budzi poważne
zastrzeżenia. I trudno w tym miejscu jednoznacznie stwierdzić po
czyjej stronie: autora, czy wydawnictwa, spoczywa przyczyna falstartu
literackiego. Już od pierwszych stron lektury pojawia się bowiem w
czytelniku odczucie (i jest ono niezwykle uporczywe), że
zaproponowana przez wydawcę wersja powieści nie jest wersją
ostateczną, a jedynie jej kopią recenzencką. Liczne powtórzenia,
literówki, błędy stylistyczne, a nawet błędy ortograficzne,
sprawiają nieodparte wrażenie, że korekta tekstu nie została
przeprowadzona. Wpływa to w znaczny sposób na
obniżenie komfortu czytelniczego powodując duże zmęczenie i
niesmak. Mało tego. Wespół z nimi pojawia się również zdumienie
decyzją wydawnictwa o przekazaniu na ręce czytelników książki,
która stanowi niekompletną pozycję wydawniczą. Jest to być może
stosunkowo skrajna ocena, jednakże w moim odczuciu klient księgarni
dokonując zakupu książki ma prawo spodziewać się pozyskania
pełnowartościowego produktu.
Czy
zatem „Braterstwo mieczy...” jest
pozycją wartą polecenia? Mając powyższe na uwadze, a także
poczucie swoistej odpowiedzialności za wyrażane opinie, zacytuję
sformułowany przeze mnie i stanowczo podtrzymywany pogląd, iż
„(...) nie ma kiepskich i bezwartościowych książek.
(…) Każda książka bowiem coś za sobą niesie, nawet gdyby to
miało być więcej negatywnych, niż pozytywnych emocji...,
kształtuje w nas umiejętność krytycznego myślenia, daje
przyczynek do polemiki i dyskusji...”.
Dziękuję
bardzo autorowi za przekazanie egzemplarza książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz