sobota, 13 kwietnia 2019

„Braterstwo mieczy. Mroczne czasy” Krystian Gembara (Wydawnictwo Manufaktura Słów)

- Krystian Gembara... to początkujący pisarz fantasy...,

- Almazar... stworzona przez niego kraina będąca zasadniczym miejscem ulokowania fabuły „Braterstwa mieczy. Mroczne czasy”...,

- Paladius i Kromar... to dwaj przyjaciele, o których mowa w opisie powieści zamieszczonym przez wydawcę na jej okładce...
To tak tytułem wstępu. O ile pierwsze dwa stwierdzenia są odzwierciedleniem literackiego stanu faktycznego, o tyle zawężenie wspomnianego opisu fabuły jedynie do losów dwójki głównych bohaterów jest dużym uproszczeniem. „Braterstwo mieczy. Mroczne czasy” bowiem, to również opowieść o będących jedynie wytworem wyobraźni autora fantastycznych krainach i jej mieszkańcach, o walce dobra ze złem..., przy czym to ostatnie można uznać za myśl przewodnią lektury.
Na kartach powieści czytelnik spotyka Mroczne Elfy, Ghule, Harpie, czarnoksiężnika, wojowników Zakonu Żelaznego Szpona... Wędruje po krainie Almazar, Otrimii, Nizinie Farag, przełęczy Czarnego Wichru, lasach Kramiru... Wszystkie to poznajemy już w pierwszej połowie powieści, przed wstąpieniem Paladiusa i Kromara (głównych aktorów wyreżyserowanego przez autora przedstawienia) do Zakonu Żelaznego Szpona. Historia stosunków społecznych mieszkańców Almazar, a przede wszystkim opowiedziana szeroko kwestia ich konfliktu z sąsiadującą krainą będącą w czarnoksięskim władaniu Mah-Gar-Dol-a, stanowi obszerny wstęp do historii głównych bohaterów książki. Zamieszczone zatem przez wydawcę resume powieści stanowi streszczenie zaledwie połowy opowiedzianej historii.
To tyle, jeśli chodzi o fabułę powieści stanowiącej debiut literacki Krystiana Gembary.
O ile koncepcja powieści (choć dla niektórych prawdopodobnie mało zaskakująca) może stanowić punkt wyjścia do stworzenia opowieści z gatunku fantasy, o tyle sposób jej realizacji budzi poważne zastrzeżenia. I trudno w tym miejscu jednoznacznie stwierdzić po czyjej stronie: autora, czy wydawnictwa, spoczywa przyczyna falstartu literackiego. Już od pierwszych stron lektury pojawia się bowiem w czytelniku odczucie (i jest ono niezwykle uporczywe), że zaproponowana przez wydawcę wersja powieści nie jest wersją ostateczną, a jedynie jej kopią recenzencką. Liczne powtórzenia, literówki, błędy stylistyczne, a nawet błędy ortograficzne, sprawiają nieodparte wrażenie, że korekta tekstu nie została przeprowadzona. Wpływa to w znaczny sposób na obniżenie komfortu czytelniczego powodując duże zmęczenie i niesmak. Mało tego. Wespół z nimi pojawia się również zdumienie decyzją wydawnictwa o przekazaniu na ręce czytelników książki, która stanowi niekompletną pozycję wydawniczą. Jest to być może stosunkowo skrajna ocena, jednakże w moim odczuciu klient księgarni dokonując zakupu książki ma prawo spodziewać się pozyskania pełnowartościowego produktu.
Czy zatem „Braterstwo mieczy...” jest pozycją wartą polecenia? Mając powyższe na uwadze, a także poczucie swoistej odpowiedzialności za wyrażane opinie, zacytuję sformułowany przeze mnie i stanowczo podtrzymywany pogląd, iż „(...) nie ma kiepskich i bezwartościowych książek. (…) Każda książka bowiem coś za sobą niesie, nawet gdyby to miało być więcej negatywnych, niż pozytywnych emocji..., kształtuje w nas umiejętność krytycznego myślenia, daje przyczynek do polemiki i dyskusji...”.
Dziękuję bardzo autorowi za przekazanie egzemplarza książki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz