„Fotografomannia...” Wojciecha Manna to prezent mikołajkowy, jaki otrzymałam od
koleżanki w 2017 roku z dopiskiem „(...) bo kto jak nie MY???”.
Nawet dla osób nie orientujących się nader dobrze na polskim rynku
muzycznym, ale słuchających audycji radiowych podczas chociażby
codziennych zakupów, słowa te skojarzą się z utworem „Jak
nie my to kto?” z płyty „Rollercoaster” autorstwa
Łukasza Mroza znanego jako Mrozu. Przez dłuższy okres piosenka ta
utrzymywała się na listach przebojów sącząc się w uszy
słuchaczy bezwiednie nucących jej słowa. Dla nas, tj. mojej
koleżanki i mnie, stała się jakimś trafem hasłem wytrychem
powtarzanym sobie wzajemnie w chwilowych spadkach poziomu entuzjazmu
i optymizmu.
To
tak tytułem „jakby
wstępu”*...,
w którym odwołując się do tematyki muzycznej nawiązałam
mimochodem do tej strefy kultury, która stała się dla Wojciecha
Manna mekką, a on z kolei stał się jej ikoną, a precyzując ikoną
dziennikarstwa muzycznego. Wojciech Mann jednak to również
dziennikarz radiowy, telewizyjny, prasowy, aktor filmowy i głosowy,
autor książek, tłumacz, a nawet autor tekstu piosenki („Ja
nie mogłam mieć serc dwóch” wykonywanej przez Annę
Jantar)**. Do tej palety profesji Manna dodałabym jeszcze jedną:
satyryk. Po przeczytaniu (i obejrzeniu) „Fotografomannii...”
utwierdziłam się w
przekonaniu, iż to właśnie ona jest wspólnym mianownikiem
wszystkich pozostałych. Zanim jednak do tego wrócę chciałabym
podkreślić, iż „Fotografomannia...”
to nie jest typowa
książka
autobiograficzna. Powiedziałabym raczej, iż jest
to osobliwa
autobiografia.
Dlaczego „osobliwa”? Bo opowiedziana za pomocą obrazów
okraszonych komentarzem autora. Jak czytamy we wstępie (a dokładnie
„coś jakby wstępie”*) „historie, które składają
się na tę książkę, nie są strumieniem świadomości na miarę
Jamesa Joyce'a czy Virginii Woolf, ale stanowią pewien w miarę
chronologiczny ciąg myśli, komentarzy i wspomnień inspirowanych
wydobytymi z szuflad obrazkami”. Ten
ciąg myśli, komentarzy i wspomnień dedykowanych zamieszczonym
fotografiom charakteryzuje przy tym nieformalność i jakaś
niewypowiedziana skromność. Poznajemy Wojciecha Manna w sytuacjach
bardziej osobistych i rodzinnych, niż zawodowych. Z
towarzyszącymi im wspomnieniami nie idzie jednak w parze
melancholia, smutek i tęsknota za czymś co minęło. Wprost
przeciwnie. Każda opowiedziana historia emanuje humorem i
charakterystycznym dla autora luzem, które udzielają się również
czytelnikowi. Wojciech Mann jawi się jako zdystansowany do siebie i
historii swojego życia gawędziarz. Wraz z kolejnymi opowieściami
„odżywają pogubione w
codzienności wspomnienia, tworzą się opowiadania o sprawach
błahych i ważnych”. Wszystkie
te opowiadania, pogrupowane w pięć rozdziałów, charakteryzuje
jednak ten sam kunsztowny styl pisarski. I nieważne, czy autor
przywołuje postać małego brzdąca w zawadiackiej czapce z
kucotkiem siedzącego na pniu drzewa, globtrotera odwiedzającego
egzotyczne zakątki świata, czy też doświadczonego dziennikarza
radiowego. Za każdym razem Wojciech Mann to mistrz słowa pisanego
żonglujący piękną polszczyzną, nie stroniący jednak od
zapożyczeń językowych. Wszystko po to, by trafić do jak
najszerszego grona czytelników. Takie przynajmniej odnosi się
wrażenie. Wśród sympatyków autora (czy może bardziej
współcześnie: fanów) jest przecież kilka pokoleń odbiorców, w
tym to, które nie pamięta czasów bez telefonii komórkowej,
internetu bezprzewodowego, wczasów „last minute” itd. To w
szczególności dla młodszych środowisk czytelniczych przekaz
złożony z obrazu i uwspółcześnionego języka, doprawiony sporą
dozą humoru, może stanowić najlepsze remedium na zachowanie w
pamięci ludzi i wydarzeń z nimi związanych. W stosunku zaś do
starszego pokolenia potrzeba zachowania wspomnień jest czymś
bardziej naturalnym, czymś bardziej oczywistym. A to właśnie
zachowanie wspomnień, czy też posługując się językiem autora:
ponowne tchnięcie (...) życia (…) w
(…) zupełnie niespodziewaną mnogość blaknących wspomnień,
było nadrzędnym celem „Fotografomanni...”.
I cel ten zdaje się został osiągnięty. Zgodnie z ideą autora
zamieszczone w książce fotografie otrzymały drugie życie, a my –
czytelnicy staliśmy się jego uczestnikami.
* autor o powodach
napisania książki informuje czytelników w „coś jakby
wstępie”
** źródło:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Mann
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz