poniedziałek, 1 października 2018

„W żywe oczy” JP Delaney (Wydawnictwo Otwarte)

Jak by się pan poczuł, gdyby ktoś zainspirowany pańską poezją popełnił zły czyn?”.

417 strona. Koniec powieści. Ocena końcowa: zaskakująca..., jak Charles Pierre Baudelaire...

JP Delaney zaczyna nas powoli przyzwyczajać do takich ocen swojej twórczości literackiej. Najpierw „Lokatorka”, teraz „W żywe oczy”. Dwa thrillery psychologiczne, dwie wciągające historie kryminalne hipnotyzujące czytelnika do samego końca. O „Lokatorce” wielu napisało już wiele, peanów i słów uznania. Co do drugiej powieści Delaneya...
Zanim przejdę do jej oceny, przedstawiam Claire Wright: główną bohaterkę „W żywe oczy”, aktorkę, zawodową uwodzicielkę mężczyzn... To właśnie ona zostaje wplątana w morderstwo żony jednego z „obiektów” swoich działań, morderstwo stanowiące punkt wyjścia w najnowszej powieści Delaneya.
Najpierw morderstwo, potem rola główna (jak przystało w końcu na aktorkę) w zaplanowanej z dużą precyzją operacji policyjnej – prowokacji mającej na celu ujęcie prawdziwego sprawcy zbrodni: „(...) to jest rdzeń twojej postaci (…) SŁABOŚĆ, która go przyciągnie. NAIWNOŚĆ przemawiająca do jego potrzeby kontroli. URAZ odwołujący się do jego instynktu drapieżcy. SKRYTOŚĆ pobudzająca jego zaciekawienie...”. Claire ma przy tym do spełnienia, prócz „bycia” przynętą” i główną aktorką gry psychologicznej Delaneya, zadanie „bycia” dla czytelnika przewodnikiem po jej specyficznych, momentami mętnych meandrach. A element psychologiczny jest w tej powieści jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym. Mówiąc bowiem o mętnych meandrach gry mam na myśli pewną trudność w nazwaniu sposobu prowadzonej narracji. Czytelnik ma bowiem wrażenie, ze przypomina ona w jakimś stopniu umysł psychopaty: rozbiegany, niezrozumiały... Autor w niezwykły sposób manipuluje odbiorcą, zwodzi go, zaskakuje w dociekaniach i próbie logicznego powiązania fragmentów układanki i ujawnieniu mordercy. W efekcie w newralgicznych momentach jest on zaskakiwany zwrotami akcji niszczącymi gwałtownie wypracowane teorie. Za każdym razem pojawia się konsternacja, zdumienie, ale i ożywienie. Praca bowiem nad rozwiązaniem zagadki zaczyna się od nowa. Temu syzyfowemu wysiłkowi towarzyszy przy tym nieustanne napięcie, ciekawość i niecierpliwość co do finału powieści. Emocje te potęgują zwroty akcji zmuszając czytelnika do angażowania się ciągle na nowo w rozpracowaniu zagadki kryminalnej. Towarzyszy temu ciężka i mroczna atmosfera powieści uzyskana poprzez liczne odwołania do twórczości jednego z najbardziej ekscentrycznych, tajemniczych i kontrowersyjnych poetów, Charles'a Pierre'a Baudelaire'a. Wielokrotnie cytowane „Kwiaty zła” jego autorstwa stanowią oś powieści Delaneya. Zafascynowanie ich dekadencją staje się przyczyną i schematem zbrodniczego działania sprawcy morderstw, działania spełniającego kryteria do nazwania go psychopatycznym: „(...) Claire, tu chodzi o coś znacznie więcej niż schwytanie mordercy Stelli Fogler. Tu chodzi o przyskrzynienie psychopaty (...)”. Delaney nie zadowala się zatem sięgnięciem w swej powieści do pospolitego (rozumianego jako klasycznego) schematu: dobry - zły charakter. Ten zły charakter bowiem przekracza granice rozumienia zła, przekracza swoistą „przeciętność” i konwencjonalność. Przeraża, ale i intryguje...


Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za przekazanie egzemplarza książki :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz