Na
„Świat w moich oczach” Tony'ego Gilesa natknęłam się
zupełnie przypadkowo na półce bibliotecznej pośród tzw. zwrotów.
Po przeczytaniu na okładce, że jest to „pasjonująca opowieść
podróżnika przemierzającego świat, którego nie może zobaczyć”
zupełnie naturalnie zrodziło się we mnie nieme pytanie: jak to? Po
co podróżować, skoro nie można niczego zobaczyć?
Większość osób na
pytanie: „dlaczego podróżujesz?” niewiele się zastanawiając
odpowie: „po prostu, chcę „zobaczyć” inny kraj, chcę
„zobaczyć” coś nowego”. A czy zastanawiałaś(-eś) się
kiedyś co mogłaby odpowiedzieć na takie pytanie osoba niewidoma?
Tony Giles – podróżnik, osoba niewidoma i w zasadzie głucha,
właśnie nam odpowiedziała. W książce „Świat w moich
oczach” czytamy:
„Podróże angażują nie tylko wzrok, lecz wszystkie ludzkie
zmysły. Dają możliwość nawiązania kontaktu z ludźmi, pozwalają
wyczuwać dotykiem różne struktury ziemi i roślin,
smakować nieznane potrawy czy słuchać innego rodzaju muzyki –
słowem, dają możliwość zetknięcia się z odmienną, fascynującą
kulturą i wniknięcia w osobliwości danego kraju, a na koniec –
powrót do domu z większym bagażem wiedzy niż ten, który
zabieraliśmy w drogę”. Czy my przypadkiem o tym nie
zapominamy? Czy podróżowanie to tylko oglądanie i rejestrowanie
napotkanych obrazów? Czy może chłonięcie całym sobą dźwięków,
zapachów, smaków...? A może podróż należy postrzegać w jeszcze
innym jej wymiarze, jako wędrówkę wgłąb siebie? „Celem
życia mnóstwa ludzi jest znalezienie pracy, kupno domu, założenie
rodziny – moim celem są podróże. Kocham swoją rodzinę i
najbliższych przyjaciół, oni jednak nie są w stanie pomóc mi
w odnalezieniu mojego prawdziwego „ja”. Właśnie po to, żeby
je odnaleźć, musiałem uciekać przed nimi na koniec świata”.
Czy to wystarczy za odpowiedź na ostatnie z wyżej postawionych
pytań?
Książka Tony'ego
Gilesa „Świat w moich oczach” jest swoistym dziennikiem z
podróży. Trochę jednak nietypowym. To relacja z wędrówki od
Ameryki, przez Australię, po Azję, ale i zapis konfrontacji z samym
sobą, ze swoją niepełnosprawnością. To świadectwo osoby
badającej i przekraczającej granice wrysowane w mapę
jej życia. Osoby mającej dystans do siebie, swojej ułomności,
swoich ograniczeń. Niewątpliwie Tony Giles umie żyć pełnią
życia, korzystać z niego w wymiarze dla siebie osiągalnym. Może
być on inspiracją dla osób niepełnosprawnych, ale i osób
zmagających się z chwilowymi trudnościami życiowymi. Może...
Niestety, dla mnie nie jest. Podziwiam osoby, które pojęły trudną
sztukę „życia pomimo”. Decydując się na lekturę książki
Tony'ego Gilesa spodziewałam się résumé
tej sztuki. Rozczarowanie przyszło stosunkowo szybko. Życie pełnią
życia zaczęło się jawić jako życie na krawędzi wyznaczanej
punkt po punkcie przez kolejne butelki wypitego alkoholu, kolejne
skoki adrenaliny związane ze „smakowaniem” różnych dyscyplin
sportów ekstremalnych. Przyjęty przez autora sposób kreacji siebie
jako osoby mającej dystans do swojej niepełnosprawności jest w
moim odczuciu trudny do zaakceptowania. Ociera się on bowiem o brak
szacunku do samego siebie. Efektem tego jest przesłonięcie
głębszego sensu snutej opowieści i stoi w sprzeczności z
zakładanym przez autora celem i sensem podróżowania, czyli
możliwością wielowymiarowego poznawania świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz