niedziela, 28 maja 2017

„Świat w moich oczach” Tony Giles (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)


Na „Świat w moich oczach” Tony'ego Gilesa natknęłam się zupełnie przypadkowo na półce bibliotecznej pośród tzw. zwrotów. Po przeczytaniu na okładce, że jest to „pasjonująca opowieść podróżnika przemierzającego świat, którego nie może zobaczyć” zupełnie naturalnie zrodziło się we mnie nieme pytanie: jak to? Po co podróżować, skoro nie można niczego zobaczyć?


Większość osób na pytanie: „dlaczego podróżujesz?” niewiele się zastanawiając odpowie: „po prostu, chcę „zobaczyć” inny kraj, chcę „zobaczyć” coś nowego”. A czy zastanawiałaś(-eś) się kiedyś co mogłaby odpowiedzieć na takie pytanie osoba niewidoma? Tony Giles – podróżnik, osoba niewidoma i w zasadzie głucha, właśnie nam odpowiedziała. W książce „Świat w moich oczach” czytamy: „Podróże angażują nie tylko wzrok, lecz wszystkie ludzkie zmysły. Dają możliwość nawiązania kontaktu z ludźmi, pozwalają wyczuwać dotykiem różne struktury ziemi i roślin, smakować nieznane potrawy czy słuchać innego rodzaju muzyki – słowem, dają możliwość zetknięcia się z odmienną, fascynującą kulturą i wniknięcia w osobliwości danego kraju, a na koniec – powrót do domu z większym bagażem wiedzy niż ten, który zabieraliśmy w drogę”. Czy my przypadkiem o tym nie zapominamy? Czy podróżowanie to tylko oglądanie i rejestrowanie napotkanych obrazów? Czy może chłonięcie całym sobą dźwięków, zapachów, smaków...? A może podróż należy postrzegać w jeszcze innym jej wymiarze, jako wędrówkę wgłąb siebie? „Celem życia mnóstwa ludzi jest znalezienie pracy, kupno domu, założenie rodziny – moim celem są podróże. Kocham swoją rodzinę i najbliższych przyjaciół, oni jednak nie są w stanie pomóc mi w odnalezieniu mojego prawdziwego „ja”. Właśnie po to, żeby je odnaleźć, musiałem uciekać przed nimi na koniec świata”. Czy to wystarczy za odpowiedź na ostatnie z wyżej postawionych pytań?

Książka Tony'ego Gilesa „Świat w moich oczach” jest swoistym dziennikiem z podróży. Trochę jednak nietypowym. To relacja z wędrówki od Ameryki, przez Australię, po Azję, ale i zapis konfrontacji z samym sobą, ze swoją niepełnosprawnością. To świadectwo osoby badającej i przekraczającej granice wrysowane w mapę jej życia. Osoby mającej dystans do siebie, swojej ułomności, swoich ograniczeń. Niewątpliwie Tony Giles umie żyć pełnią życia, korzystać z niego w wymiarze dla siebie osiągalnym. Może być on inspiracją dla osób niepełnosprawnych, ale i osób zmagających się z chwilowymi trudnościami życiowymi. Może... Niestety, dla mnie nie jest. Podziwiam osoby, które pojęły trudną sztukę „życia pomimo”. Decydując się na lekturę książki Tony'ego Gilesa spodziewałam się résumé tej sztuki. Rozczarowanie przyszło stosunkowo szybko. Życie pełnią życia zaczęło się jawić jako życie na krawędzi wyznaczanej punkt po punkcie przez kolejne butelki wypitego alkoholu, kolejne skoki adrenaliny związane ze „smakowaniem” różnych dyscyplin sportów ekstremalnych. Przyjęty przez autora sposób kreacji siebie jako osoby mającej dystans do swojej niepełnosprawności jest w moim odczuciu trudny do zaakceptowania. Ociera się on bowiem o brak szacunku do samego siebie. Efektem tego jest przesłonięcie głębszego sensu snutej opowieści i stoi w sprzeczności z zakładanym przez autora celem i sensem podróżowania, czyli możliwością wielowymiarowego poznawania świata.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz