sobota, 11 sierpnia 2018

„Hejt – nowy dialekt na mapie języków świata?”




Hate (ang.), hass (niem.), odio (hiszp.), (chin.), ненависть (ros.)... Jak byśmy nie napisali, oznacza to samo: „nienawiść”. W każdym języku świata znajdziemy jego odpowiednik. Nawet w tym najbardziej współczesnym, najpowszechniej znanym i najczęściej stosowanym: języku świata wirtualnego... HEJT... Mowa nienawiści... Kuriozalnie czasem lepiej znana niż język ojczysty...


H@TE...

W artykule tym nie będę zajmowała się pochodzeniem etymologicznym słowa „hejt”. Nie jest to bowiem praca naukowa. Dla osób znających jednak język angielski łatwo spostrzec, że to właśnie z tego języka wywodzi on swój „rodowód”. Angielskie hate czytamy przecież hejt... Proste słowo oznaczające niestety groźne zjawisko niosące ze sobą skomplikowany ładunek emocjonalny. Bo hejt jak wspomniałam, to mowa nienawiści przyjmująca różne formy, od słowa po obraz. To język pogardy, frustracji, złości, agresji skierowany przeciwko jednostce lub nawet całej społeczności. Powód? Nic prostszego... Inna narodowość, religia, poglądy polityczne, orientacja seksualna, płeć... Cokolwiek... Można by rzec: każdy powód jest dobry by nienawidzić. Pozorna anonimowość w przestrzeni wirtualnej temu sprzyja. Skoro nikt nie wie kim jestem, mogę więcej. Mogę bezkarnie poniżać, opluwać, obrażać, obrzucać błotem. Tak myśli być może, bo nie chcę generalizować, większość hejterów. Złość pomnaża złość dając przy tym chwilowe wyzwolenie ze złych emocji. Samolubne i egoistyczne, ale i – tu nie boję się użyć mocnego stwierdzenia – zbrodnicze działanie. Hejt bowiem to działanie jednego człowieka (hejtera) skierowane przeciwko drugiemu (ofiara hejtu). O ile ofiarą hejtu jest społeczność, o tyle wydaje się być łatwiejsze wspólne działanie przeciwko jego skutkom. Inaczej jednak, gdy nienawiść skupia się na jednostce. Wstyd, zaniżenie samooceny, strach, niepewność, wyobcowanie, nieufność. Skutki hejtu można by mnożyć. W najlepszym przypadku ofiara hejtu, korzystając z pomocy najbliższych lub też osób zajmujących się zawodowo niesieniem pomocy tego typu osobom, jest w stanie z nimi sobie poradzić. W najgorszym... No właśnie. W wielu wypadkach bowiem efektem internetowej nagonki jest samobójcza śmierć osoby wobec której była ona prowadzona. Czy w tym kontekście moje stwierdzenie, że hejt to zbrodnicze działanie, jest stwierdzeniem przesadzonym?

I LITERACKA ODPOWIEDŹ EMILY GIFFIN NA ZJAWISKO HEJTU

Skalę problemu hejtu zdają się dostrzegać coraz liczniejsi. Przedstawiciele organizacji walczących z rasizmem, nietolerancją, nienawiścią, przemocą nie są już odosobnieni w swym działaniu. Coraz częściej o hejcie, w szczególności w kontekście jego konsekwencji, mówią politycy, osoby ze świata nauki, przedstawiciele szeroko pojmowanej kultury i sztuki, w tym literatury. To prawdopodobny efekt galopującego wzrostu liczby przypadków śmierci samobójczych coraz młodszych osób. Bo śmierć małoletnich szokuje najbardziej. Coraz szersze grono ludzi świadomych zagrożenia płynącego z hejtu poniekąd cieszy. Im więcej osób bowiem o tym mówi, zwłaszcza osób będących autorytetami w swych środowiskach, tym większa szansa dotarcia do liczniejszych odbiorców. I w tym miejscu zwrócę swoje myśli ku kręgom literatury. Bo czyż nie literatura właśnie, obok środków masowego przekazu, jest silnym środkiem wywierania wpływu i budulcem samoświadomości społecznej? Coraz więcej osób pisze, coraz więcej osób czyta, coraz więcej osób dyskutuje o literaturze... Środowisko to coraz mniej jest hermetyczne. Tworzy się sukcesywnie pole pozytywnego i mądrego oddziaływania na opinię publiczną. Fakt ten dostrzegają raz za razem kolejni pisarze podejmując się w swej pracy tematów kontrowersyjnych, trudnych, wstydliwych. Pisanie o nich przestaje być rozpatrywane jako akt odwagi w myśleniu inaczej niż ogół, a staje się powszechnym narzędziem kształtowania mentalności społecznej.
Emily Giffin – prawniczka, pisarka, autorka bestsellerów, która zdaje się doskonale rozumie wskazaną powyżej rolę literatury. Jej najnowsza powieść „Wszystko, czego pragnęliśmy” (wydana nakładem Wydawnictwa Otwartego) to literacki głos (można by rzec wzorcowy) w przedmiocie rasizmu, przemocy seksualnej wobec kobiet, no i wreszcie hejtu. U Giffin granice tych zjawisk płynnie się przenikają, a wskazana ich kolejność (rasizm, przemoc, hejt...) nie jest przypadkowa. To właśnie nienawiść na tle rasowym znalazła się u podstaw historii nastoletniej Lyli Volpe, głównej bohaterki „Wszystko, czego pragnęliśmy”. Emily Giffin stworzyła jej postać by przedstawić mechanizm hejtu (choć nie tylko), jego przyczyny i skutki. To jakby literacka odpowiedź autorki na jeden z wielu mało pochlebnych skutków rozgrywającego się na naszych oczach skoku cywilizacyjnego świata. Bo przecież internet, telefonia komórkowa... Dla wielu jest to już czymś oczywistym, czymś naturalnym, czymś codziennym..., zwłaszcza dla najmłodszych. Emily Giffin jako wnikliwy obserwator świata na tę ostatnią kwestię zwraca uwagę wprost „(...) dyskutowaliśmy również o dzieciach w ogóle. O tym, jak chowają się za telefonami, pisząc do siebie rzeczy, których nigdy nie powiedziałyby komuś w twarz – nieprzyjemne, wulgarne lub po prostu bezczelne”. Refleksja ta mogłaby stanowić samodzielną, sumaryczną definicję hejtu. Emily Giffin ją jednak rozwija przeprowadzając szeroką wiwisekcję zjawiska.
„(...) Błyskawicznie wyłowiła telefon z torebki od Chanel, odnalazła wiadomość i wyświetliła zdjęcie na pełnym ekranie. (…) W pierwszej chwili w oko rzuciła mi się jedynie leżąca na wznak na łóżku dziewczyna, raczej ubrana, a w każdym razie na pewno nie naga (…) Ale przypatrzywszy się uważniej, dostrzegłam detale. Krótka czarna sukienka nastolatki była zadarta i przekrzywiona (…) Dziewczyna miała lekko rozchylone uda. Łydki zwisały z łóżka, bose stopy prawie dotykały podłogi. Ze stanika wystawała lewa pierś, z sutkiem włącznie (…) dostrzegłam (…) także słowa wstawione na tle łóżka (…) „Wygląda na to, że dostała zieloną kartę”. Tak właśnie się to zaczęło. Impreza, wypita zbyt duża ilość alkoholu, zrobione „dla żartu” zdjęcie, które zaczyna żyć własnym życiem. Typowe, można by rzec schematyczne działanie. Młoda, ładna dziewczyna staje się „atrakcją”, obiektem niewybrednych komentarzy, złośliwości, obelg, a że ma korzenie po części latynoskie... Dla wielu to wystarczy. „Codziennie przesyłała mi zrzuty ekranu z toczących się w sieci dyskusji, często zawierających zasłyszane plotki: że Lyla była całkiem naga, ze Finch dosypał jej coś do drinka, że uprawiali seks. Historia z każdą chwilą stawała się coraz bardziej pieprzna”. Maszyna poszła w ruch. Rozpoczął się proces trudny do zatrzymania, a jego kierunki trudne do przewidzenia. Lyli się jednak udało. Dzięki pomocy innych osób poradziła sobie z tym, co ją spotkało. Jak sama przyznała, „(...) to była niezła wprawka do prawdziwego życia. Zapamiętałam z niej, że w każdej sytuacji, choćby nie wiem jak trudnej, zawsze da się znaleźć pozytywy – oraz dobrych ludzi (...)”. Lyla okazała się być silną osobą, która na swej drodze spotkała w odpowiednim czasie równie silnych sprzymierzeńców. Emily Giffin nie oszukuje jednak rzeczywistości. „Znalazłam u niego pełno takich zdjęć z różnymi dziewczynami. (…) Miał nawet filmy. Nasze sekstaśmy (...)”. Lyla nie była bowiem odosobnionym, pojedynczym przypadkiem. W przeciwieństwie jednak do niej, nie wszyscy byli w stanie zmierzyć się ze swoim strachem, wstydem, poniżeniem, decydując się na najtragiczniejsze rozwiązanie... „zaczynam się zastanawiać, czy wybór Polly był celowy: cios wymierzony rodzicom, na których w kryzysowym momencie nie mogła liczyć. A może (…) Polly kocha ich tak bardzo, że wolała umrzeć, niż dać im powód do wstydu?”. Emily Giffin wskazuje tutaj na ogromne znaczenie najbliższych osób dla ofiary hejtu. W pierwszej kolejności oczywiście rodziców. Ich pomoc i wsparcie, nie zaś próby oceny i krytyka nie tyle mogą, co mają znaczenie w poradzeniu sobie z zaistniałym problemem. A może być on szczególnie dotkliwy dla najmłodszych, dopiero co kształtujących swoje relacje z otoczeniem, z rówieśnikami, uczących się bycia jednostką społeczną. A czyż razem nie jest łatwiej przejść przez hejterskie piekło? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi, bo wydaje się być ona oczywista.


2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezwykle miło. Cieszę się bardzo, że komuś moje przemyślenia przypadły do gustu :)

      Usuń