poniedziałek, 25 czerwca 2018

„Trup na plaży i inne sekrety rodzinne” Aneta Jadowska (Wydawnictwo SQN)

Główna bohaterka powieści „Trup na plaży i inne sekrety rodzinne” o wdzięcznym nazwisku Garstka (i nie mniej wdzięcznym imieniu Magda :)) przyjeżdża w rodzinne strony do Ustki, gdzie nieopatrznie zostaje wplątana w sprawę zagadkowej śmierci zagadkowego mężczyzny... W jaki sposób? Ot znajduje tytułowego „trupa” na usteckiej plaży podczas jednego z porannych spacerów. No cóż, jedni znajdują bursztyny i muszle, inni... Garstka zaintrygowana „znaleziskiem”, pomimo przestróg swojego wujka – policjanta, przyjmuje rolę detektywa amatora i... odkrywa pewien sekret rodzinny... Prosty schemat, prosta fabuła. Ale czy na pewno...?


„Trup na plaży i inne sekrety rodzinne” to debiut „kryminalny” Anety Jadowskiej. Autorka bowiem znana jest już dobrze miłośnikom literatury fantasy. Choć mówienie o tej akurat powieści jako o kryminale sensu stricto jest w moim odczuciu odrobinę na wyrost. Faktem jest, że mamy w niej element tajemnicy, mamy śledztwo policyjne i tytułowego trupa. Jednak z uwagi na specyfikę tej właśnie zagadki kryminalnej można by powieść Anety Jadowskiej określić raczej jako powieść obyczajową z wątkiem socjologiczno – kryminalnym. Wspomniana „zagadka kryminalna” nie jest bowiem typowa. No właśnie. Ociera się ona o problem, który raczej nie występuje często w kręgu literatury kryminalnej, czy też literatury ogółem.. Dotyczy on bowiem zjawiska przemocy domowej. Tematu zatem niezwykle aktualnego, ale będącego w dalszym ciągu tematem tabu. Myślę, że z tego właśnie powodu należą się autorce szczere wyrazy uznania. Wkraczając bowiem do grona pisarzy kryminalnych sięga po temat rzadki i mało „popularny”, jeśli można o nim w ogóle mówić w kategoriach popularny – niepopularny. Szczerze przyznam, że cieszą mnie takie próby sięgania po coś ”nowego”, próby zaskoczenia czytelnika. Kibicuję mocno takim autorom i takim pomysłom. W mojej opinii, mimo „wagi ciężkiej” problemu, jest to ożywcze dla całego gatunku literackiego.
Powieść czyta się zaskakująco dobrze. Aneta Jadowska ma wypracowany już, treściwy styl pisarski i na pewno nie jest on bezbarwny, przegadany. Olbrzymi plus należy się autorce za stopniowe rozwijanie wątku kryminalnego. Za stopniowanie napięcia i ekscytacji. Czytelnik bowiem aż do samego finału powieści nie domyśla się rozwiązania „zagadki kryminalnej”. Autorka umiejętnie zwodzi czytelnika. Snuje teorie, domniemania, by w efekcie skutecznie go zaskoczyć. Dodatkowym atutem jest sposób przedstawienia przez autorkę relacji rodzinnych głównej bohaterki – ciepłych, troskliwych, oddanych, łamiących stereotyp, że „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu...”.
Dokonując oceny przedmiotowej powieści nie sposób nie wspomnieć o projekcie graficznym okładki (autorstwa Magdaleny Babińskiej) przywodzącym na myśl kadr z kreskówki: duża filiżanka i oparta o nią łyżeczka – basen i pomost, a w niej (w nim) pływająca postać topielca i przepasające ją taśmy policyjne. I jeszcze jeden element: krówka „Garstka z Ustki”. Może mniej rzucający się w oczy, ale nawiązujący (jak reszta projektu okładki) do treści powieści. To wszystko w kolorach turkusu, popielu, czerni i żółci..., kolorach plaży i morza... Główny element okładki, czyli filiżanka z zarysem ludzkiej postaci, powtarza się na kartach powieści. Otrzymujemy w ten sposób pewną kompatybilną całość: połączenie tekstu i grafiki. To w zestawieniu z dość lekkim klimatem powieści stanowi doskonałą propozycję czytelniczą do zabrania na urlop nad morze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz